sobota, 7 grudnia 2019

Z pamiętnika nastolatka

8 stycznia
Zaczęły się ferie. W końcu będę miał czas na to, co lubię. Koniec ze sprawdzianami i testami! Koniec z głupolami w budzie! Kama, moja najlepsza kumpela, za trzy dni jedzie w góry, do ciotki. Będę za nią tęsknił, bo to przecież moja Kama. Od początku szkoły trzymamy się razem. Sporo przeszliśmy. Jezioro zamarzło i jutro pójdziemy na łyżwy.
Dziś siedzę w domu. Trzeba było trochę pomóc matce na podwórzu. Odgarnąłem śnieg, naznosiłem drew do pieca, wyścieliłem kurnik słomą, przerzuciłem buraki w stodole. Resztę powinien zrobić pijus, ale jak zwykle gdzieś chleje.
Za to wieczór spędzam z Mayem. No i trochę piszę tutaj.

9 stycznia
Gdy wracałem ze sklepu, wszedłem na chwilkę do naszej biblioteki. Pani Wiesia uśmiechnęła się do mnie i od progu zawołała: "Dobrze, że jesteś! Mam coś dla ciebie!" I podała mi książki. Było to pięć tomów przygód Sokolego Oka! Oczom własnym nie wierzyłem!

10 stycznia
Wczoraj nie udało się wyskoczyć na łyżwy z Kamą, ale dziś już tak. Całe popołudnie byłoby wspaniałe, gdyby nie jeden mały wypadek... Mróz skrzypiał, lód trzeszczał. Pięknie się jeździło po równej tafli jeziora. Potem rzucaliśmy się śnieżkami i rzeźbiliśmy orły na śniegu. Wtem skądś nadszedł mój ojciec. Jak zwykle był napity. Wszedł na lód i zaczął iść w naszą stronę. Wykrzykiwał coś i przeklinał. Zbliżyliśmy się do niego. Stanął w rozkroku i zza pazuchy wyciągnął butelkę piwa. Uniósł rękę w moją stronę i zaczął coś bredzić: "Przez ciebie piję... przez ciebie... taki wstyd... przez ciebie muszę pić..." i rzucił we mnie butelką. Piwo obryzgało także Kamę. Oddalaliśmy się i ciągle było słychać jak przeklina. Kama o nic nie pytała, jedynie mnie przytuliła i bez słowa odeszła.

11 stycznia
Nie mam ochoty na nic. May i Cooper leżą na biurku, a ja bezsensownie patrzę przez okno na spadający wielkimi płatami śnieg.

15 stycznia
Nic nie pisałem, bo doskwiera mi ogromna nuda. Kama wyjechała i nie mam z kim wyjść. Wybrałem się wczoraj do biblioteki, bo puszczali nowy film dzieciakom. Gdy wracałem do domu, minąłem się z Grubym, Beniem i ich głupimi laskami. Jak zwykle wytarzali mnie w śniegu i napchali śniegu pod sweter. Czasami chciałbym zniknąć.

18 stycznia
Zdycham. Śniegowe natarcie przez Benia i Grubego zamieniło się w anginę. Resztę ferii spędzę w łóżku na antybiotykach. Nawet nie mam ochoty na czytanie. Rozmyślałem o wielu różnych sprawach. O Kamie na przykład. Dlaczego ona, jako jedyna, się ze mną kumpluje. Co ona we mnie takiego widzi? Mogłaby na przykład zaprzyjaźnić się z Burym i jego bandą. Kiedyś widziałem, jak wychodzili razem ze szkolnego składziku, lecz na korytarzu rozeszli się w dwie różne strony. Nie wiem, może coś ich łączy, a ja o tym nie wiem...
Albo taki Bury. Dwa razy nie zdał do kolejnej klasy i teraz, jako najstarszy, rządzi w szkole. Nigdy wcześniej mnie nie zaczepiał. Nawet mnie nie zauważał, mijał bez słowa. Zawsze był w centrum uwagi i miał pełno znajomych. On miał swoich, a ja miałem swoich. I nagle, to było zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego, zupełnie bez powodu Bury podszedł do mnie i pchnął do tyłu. Upadłem na plecy, a on usiadł na mnie okrakiem i zaczął dusić. Od tego dnia zaczął mnie tępić. W ciągu dwóch tygodni odsunęli się ode mnie moi dwaj najlepsi kumple, Wojtek i Staszek. Rzadko ze mną gadają. Zaczęli mnie unikać. Została przy mnie Kama, ale czasami mam wrażenie, że robi to z litości, nie w wyniku prawdziwej przyjaźni.

21 stycznia
Ostatni dzień ferii. Nawet nie wiem, kiedy to minęło. Miałem tyle chęci do czytania... Skończyłem tylko Winnetou i czytałem trochę Robinsona Kruzoe. W ogóle nie ruszyłem Coopera. Matka się uparła, że przed powrotem do szkoły powinienem pójść do kontroli do doktora. Zapewniłem ją, że wszystko będzie w porządku. Jutro będą dwie lekcje historii i nie mogę na nie nie pójść. Tak na serio to boli mnie gardło i ciągle mi zimno i mam dreszcze.

6 lutego
Długo nie pisałem w swoim dzienniku. Dostałem zapalenia płuc i wylądowałem w szpitalu. Chciałem prosić matkę, by przywiozła mi mój zeszyt, ale wydałoby się, że go piszę. Nie chciałem ryzykować. Przywoziła mi moje książki oraz wypożyczała nowe z biblioteki. Miałem tomy Vernego, Hitchcocka i Agaty Christie. Szczególnie Hitchcock przypadł mi do gustu.
Odwiedzała mnie też Kama. Mówiła, że w szkole normalnie, nudy i flaki z olejem, same bzdury i brednie, że nauczyciele się o mnie pytali. Opowiadała, że Bury i jego banda uwzięli się na Staszka i na Wojtka, gdyż powiedzieli prawdę u dyrektora i tym samym wsypali Burego i Benia. Pamiętam, że to oni wyciągnęli mnie z wody po tym, jak Benio wepchnął mnie na rzekę i lód się załamał. Stało się to w poniedziałek, pierwszego dnia po feriach.
Nie wiem, jak ja tam do nich mam wrócić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz