sobota, 7 grudnia 2019

Strach na wróble

Wsłuchiwał się w szum słabnącego deszczu. Leżał na wznak z ręką pod głową i wpatrywał się w usiany plamami i zaciekami sufit swojej sypialni. Nie spał już od czwartej nad ranem. Ustawiał w sieni i w kuchni miednice i wiadra pod strużkami cieknącej wody. Dach nadawał się do kompletnego remontu. Gdy krzątał się po domu i tarabanił wiadrami, z małego pokoju na tyłach domu wyszła jego matka. Kobieta opatuliła się kraciastą chustą i patrzyła na kałuże na podłodze.
- Znowu cieknie, Piotruś, co? - Westchnęła.
- Niech mama się kładzie. Zajmę się tym - sapnął.
Kobieta stała przez chwilę i obserwowała syna, jak szufelką zbierał wodę do metalowego wiadra. Westchnęła ponownie i weszła do swojej sypialni.
Gdy uporał się z zalaną podłogą, włożył gumowce i wyszedł przed dom. Świtało daleko na horyzoncie, lecz do pełnego rozwidnienia było jeszcze daleko. Zapalił papierosa. Tak naprawdę to nie palił nałogowo. Lubił tylko zapach dymu tytoniowego. Rozejrzał się po podwórzu i gwizdnął na psa. Zwierzę nie zareagowało.
- Niech cię wszelkie wciórności - zaklął pod nosem i wrócił do sypialni.
Z lekkiego snu obudziło go radosne szczekanie psa oraz rozmowa przed domem. Jego matka z kimś rozmawiała. Wyjrzał przez okno. Na podwórzu, pod wielkim parasolem, stał wysoki blondyn w policyjnym mundurze. Odganiał od siebie rozradowanego psa, który chciał przywitać się z nim ubłoconymi łapami. Piotr ubrał się i zerknął na zegar. Była niedziela, 8. 35 rano.
- Wszystko w porządku, Wojtek? - Zapytał blondyna i spojrzał na wciąż zachmurzone niebo.
Wojciech Mirski był zastępcą komendanta policji w Rybim Oku. Niebieskooki 36-latek szczycił się nieskazitelną opinią wśród mieszkańców miasteczka oraz kolegów po fachu z wydziału miejskiego. Jego ambicje i pracowitość przerastały potrzeby pracy w policji w tak małej mieścinie, jaką było Rybie Oko. Jako policjant i na dodatek kawaler miał duże wzięcie wśród rzeszy fanek i wielbicielek. "Za mundurem panny sznurem" zwykła mawiać jego matka.    
Młody mężczyzna zbliżył się o dwa kroki i szepnął:
- Szefie, mamy problem. - Kiwnął głową na znak, że chce rozmawiać na osobności.
Uśmiechnął się do gospodyni i poprawił mundur. Pani Jadwiga ciekawie mu się przyglądała.
- A może wejdzie pan do środka i zje z nami śniadanie? Gość w dom, Bóg w dom! - Uchyliła drzwi do sieni.
- Dziękuję bardzo, pani Jadwigo! Może innym razem. Myślę, że dziś będziemy zajęci! Pilna sprawa! - Puścił oko do komendanta i dyskretnie palcem wskazał na tarczę zegarka na ręku.
Odeszli w kierunku radiowozu, stojącego przed bramą posesji. Kobieta stała jeszcze przez chwilę w progu domu, patrząc za nimi, po czym weszła do środka.
- Co tam, Wojtek... - komendant spojrzał na swego zastępcę i wsunął papierosa do ust, nie zapalając go. Jego myśli wciąż krążyły wokół przeciekającego dachu. W wyobraźni planował rychły remont. Komin też nie wyglądał zbyt dobrze.
- Dziś rano jakieś dzieciaki z Pieskowej Wólki znalazły trupa przy leśnej drodze - Mirski podał mu swój telefon komórkowy. - Zrobiłem kilka zdjęć.
Komendant uniósł brwi i, nerwowo mrugając, patrzył na ekran telefonu. Na jego twarzy malowało się głębokie zdumienie. Bez słowa przejrzał zdjęcia i zapalił papierosa.
- Kto to jest? - Zapytał. 
- Jeszcze nie wiem - Mirski wzruszył ramionami. - Zbyt dużo to tam nie widać. Ciało najpierw trzeba wydobyć, by cokolwiek powiedzieć.
- Co z tymi dzieciakami? - Zapytał po chwili, zaciągając się.
- Kazałem im czekać. Mietek z nimi został. 
- Dobra. Wezmę swoje rzeczy i jedziemy tam - oznajmił komendant i wszedł do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz