sobota, 4 lipca 2020

Filozoficzne pytania o końce i początki, czyli: "Czy ktoś widział Wojtka i Staszka?"

Czerwiec. Początek lata i wakacji. Koniec szkoły. Wczesnym popołudniem wyszliśmy z babcinego domu w kierunku lasu. Minęliśmy ogród i wydeptaną ścieżką między jabłoniami weszliśmy na pola. Pachniało sianem i ziemią. Tego roku dziadek dość szybko skosił bujną trawę. Leżała teraz rozrzucona małymi kopczykami i schła w czerwcowym słońcu. Z nieba lał się żar.
Daleko przed nami stał ciemny mur boru, a żółty piasek unosił się lekko nad wydmami. Tuż nad Odrą wiało.
Staszek poprawił pasek torby zawieszonej na ramieniu i wskazał palcem na niewidoczne jeszcze zakole rzeki. "Woda do pływania będzie dziś wspaniała", ucieszył się. "Pewnie tak", potwierdziłem.
Zmienił się. Urósł, wydoroślał, jego sylwetka się wydłużyła, a pyzata wcześniej twarz przemieniła się w pociągłą. Włosy mu ściemniały, nos się nieco wydłużył, usta zwężyły, a duże niebieskie oczy przykrywały teraz ciemne wyraziste brwi. Wszyscy widzieli jak się fizycznie zmienia, lecz on sam twierdził, że wszystko jest tak jak było i machał lekceważąco ręką, choć prawdopodobnie skrycie puchł z zadowolenia.
Szliśmy na klasowe spotkanie przy ognisku. Kilka dni wcześniej skończyliśmy ósmą klasę. Babcia wyściskała nas obu, a potem drżącymi rękoma wzięła od nas świadectwa. "O! Teraz to już do Wrocławia pojedziecie. Tam będzie dobra szkoła dla was. Opuścicie nas tu starych...", sapnęła i pokiwała głową. "Babciu...", Staszek chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie do kuchni, wraz z moją mamą, weszli rodzice Staszka.
Z wydmy dostrzegliśmy cztery osoby. Zbierały chrust. Był pośród nich nasz najlepszy kumpel, Marcin Gawęcki. Gdy tylko nas dostrzegł "Hej, hej!", zawołał i uniósł rękę w geście powitania. Zbiegliśmy na dół. W krótszych lub dłuższych odstępach czasu dołączali nasi koledzy i koleżanki. Wkrótce zapłonęło ognisko, a my siedzieliśmy i słuchaliśmy trzaskających w ogniu szczap. Marcin grał na gitarze, dziewczyny śpiewały, a chłopaki wyciągali z plecaków przemycone butelki wina, ktoś zapalił pierwszego papierosa i się krztusił,  ktoś inny opowiadał kawał, inni plotkowali lub obgadywali nauczycieli.
Stachu otworzył swój chlebak i wyciągnął trzy butelki wina. Jedną podał Marcinowi, drugą mi. Łyknął ze swojej i nieco się skrzywił. "Mocne!", potwierdził Marcin. "Domowej roboty. Wziąłem ze strychu", oznajmił z dumą Stachu. Gdy zapadł zmrok, a nasze twarze rozświetlał jedynie blask ogniska, Staszek szturchnął mnie. "Idziemy?", zapytał. Wiedziałem, co się święci. "Idziemy!", potwierdziłem. Szepnąłem Marcinowi do ucha "Wrócimy niebawem", a ten, najpierw zmrużył oczy, a potem uśmiechnął się od ucha do ucha. Weszliśmy w czerń lasu.
"Myślisz, że on wie?", zapytałem. "Taaa...", lakonicznie odparł Staszek i chwycił się mojego ramienia, gdyż zaplątał się w niewidocznych pnączach dzikich jeżyn. "Hmmm...", mruknąłem. "Ale spokojna głowa!", zaśmiał się. "On z tej samej gliny ulepiony!", dodał i zachichotał pod nosem. Przystanąłem i próbowałem w ciemnościach złowić jego wzrok. "Jak to?", zapytałem zdumiony. "Ano tak to!", odparł i rozłożył ramiona.
Stanęliśmy nad brzegiem Odry. Na czarnej i spokojnej tafli rzeki wyraźnie odznaczał się świetlisty tunel księżycowej poświaty. Gdzieś za nami, w gąszczu koron drzew zahuczał puchacz, z zewsząd dokoła, z gęstych traw i zarośli unosił się nocny koncert cykad, świerszczy i rechotu żab. Oparłem głowę na jego ramieniu i z zamkniętymi oczyma słuchałem odgłosów lasu. On zaś zapatrzył się w ciemne niebo. Oddychał równomiernie. "No to jak? Płyniemy?", zapytał szeptem. "Pewnie!", odpowiedziałem i sprawnym ruchem zrzuciłem z siebie polówkę i zacząłem rozpinać spodnie. Patrzył na mnie, gdy się rozbierałem, a gdy stanąłem przed nim w samych kąpielówkach, sam zaczął ściągać ubrania. "To też musimy ściągnąć!", zaśmiałem się i wskazałem na szorty. "Przecież nie wrócimy do domu w mokrych majtkach!", dodałem po chwili. "Racja", szepnął, i już po chwili, nadzy, podtrzymując się pod ramiona, weszliśmy do chłodnej wody. Im bardziej robiło się głębiej, tym nurt rzeki się wzmacniał. Wkrótce ponad wodę wystawały tylko nasze głowy. "Tylko się nie rozdzielajmy!", zauważył i chwycił mnie za rękę. Wypłynęliśmy na środek Odry, a potem wraz z prądem zmierzaliśmy do dalekiego zakola i piaskowej wyspy na środku.
Wyspa ta była naszym tajemnym miejscem spotkań i wielogodzinnych rozmów. Nigdy nikomu o niej nie wspominaliśmy. Była tylko nasza.
Tej nocy było ciepło, nawet bardzo. Przy odległych brzegach unosiły się gęste opary mgły, a woda lekko pluskała odbijając się od brzegów. Wyłożyliśmy się na glinianym klepisku. Głowa przy głowie, ramię przy ramieniu. Palce naszych dłoni odnalazły się w ciemności i splotły. Patrzyliśmy na niebo pełne gwiazd. "Jak my teraz odnajdziemy nasze ubrania?", zapytałem. "Ciiiiii.... nie myśl o tym teraz...", szepnął i objął mnie ramieniem.
Przyłożył ucho do piersi i słuchał bicia mego serca. Oddychał głęboko i równo, czułem jak drżał. Jedną rękę położyłem na jego plecach, a palcami drugiej przeczesywałem jego włosy. Zaczął mruczeć. Nagle poderwał się i "zawisł" nade mną. Jego twarz znajdowała się dokładnie nad moją. Pomimo ciemności potrafiłem rozpoznać jego rysy. Oczy mu błyszczały. Nie uśmiechał się. Patrzył tak, jakby chciał mnie przenicować lub rozpruć.
"Co?", zapytałem. "Czy wiesz, co to jest... To... tu i teraz, wczoraj i przedwczoraj... Myślałem o tym, że tak nie może być, ale ciągle mnie to fascynuje i nie mogę przestać", nadal wbijał we mnie swój mocny wzrok. "Nie wiem dokładnie", odparłem po chwili. "Czasami wiem, ale nie umiem powiedzieć, że wiem na pewno, bo coś się zmieniło, coś jest innego i dzieje się to w dziwny sposób... Ja też nie mogę przestać...", szepnąłem i zacząłem chichotać, gdyż w swój specyficzny sposób przewrócił oczyma. Czasami robił tak, gdy się niecierpliwił. "Nawet nie pamiętam tego, kiedy się zaczęło i kiedy zacząłem o tym myśleć... Tak naprawdę to chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałem...", mruczałem pod nosem jakby sam do siebie. "To było tego dnia, kiedy się poznaliśmy", stwierdził stanowczo, "Nie ma innej możliwości..."
"Kilka dni temu słyszałem rozmowę mojej mamy z twoją...", Staszek zwinął usta w ciup i zmrużył oczy. "Taaak?", zaciekawił mnie. Wsparłem się na łokciach, a on się nieco odchylił do tyłu. "Rozmawiały o nas...", dodał po chwili, a jego oczy zwęziły się i przybrały postać rogalików. "To było coś złego?", czułem, jak serce zaczyna mi łomotać, a gardło się ścisnęło. "Mówiły coś o skomplikowanej zażyłości i naturalnych problemach dorastania, że nie trzeba się niczym przejmować, bo to jest nieszkodliwe i że to wszystko przeminie... I twoja mama powiedziała, że ona się nie będzie martwić, bo będzie, co będzie. I moja mama się z nią zgodziła", Staszek usiadł obok mnie po turecku i zapatrzył się w szemrzącą rzekę. Zastanowiły mnie te słowa. "Co to znaczy, że to wszystko przeminie? Nie chcę, by to przemijało, nie chcę, by było inaczej. Nie rozumiem tego", w mojej głowie myśli biły się ze sobą niczym stado wygłodniałych kruków walczących o padlinę. Staszek przez chwilę patrzył na mnie, zwinnie nachylił się w moją stronę i nasze usta zetknęły się.
"Hooop! Hoop!", ciszę rozdarł nagły okrzyk z drugiego brzegu Odry. Staszek odsunął się i syknął. Spojrzałem w stronę, skąd dobiegało wołanie. "Ciiiii... To Marcin... Nie odpowiadaj", podał mi rękę. Staliśmy obok siebie ze stopami zanurzonymi w wodzie, zupełnie nadzy, tak jak nas bozia stworzyła i patrzyliśmy w nieprzeniknioną ciemność rzeki. Okryci nocą, ukryci w sobie, skryci dla innych - trzymaliśmy się za ręce i myśleliśmy o dali. O tym, co jest i o tym, co będzie. "Hooop! Hoop! Wojteek!", rozległo się ponowne nawoływanie.
"Nie musimy wszystkiego rozumieć", odezwał się Staszek. "I nic się nie zmieni", dodał po chwili. "Dobrze. Wracajmy już", zaproponowałem.
Weszliśmy do wody. Tym razem płynęło się znacznie ciężej, gdyż było pod prąd. Odra wydawała się chłodniejsza i nurt jakby mocniej napierał i porywał. Zmęczeni, dygocąc z wysiłku i chłodu, wygramoliliśmy się na brzeg. Po omacku odszukaliśmy miejsce, gdzie się rozebraliśmy, lecz, ku naszemu zaskoczeniu, nasze ubrania zniknęły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz